Hoodie Allen "Crew Cuts" - recenzja

dodano: 2013-03-17 20:00 przez: Tomasz Modrzyński (komentarze: 1)

Hoodie Allen to zdecydowanie jeden z moich ulubieńców jeśli chodzi o nowe twarze na scenie. Pierwszy raz usłyszałem go około roku temu, kiedy wypuścił klip do „No Faith In Brooklyn”. Początkowo podszedłem z rezerwą, bądź co bądź każdy z nas ma tego zwykłego w sobie, który jest negatywnie nastawiony do popowych refrenów. Jednak po paru odsłuchach okazało się, że ten trochę „cukierkowy” klimat nie jest taki straszny, a nawet buja bardziej niż truskul. I tak się jakoś stało, że sprawdziłem dosłownie wszystkie rzeczy od pana Markowitza, by później jarać się nimi przez długi czas. Jak więc pewnie się domyślacie, „Crew Cuts” pobrałem i przesłuchałem praktycznie od razu po premierze. I jak?



Już od pierwszego numeru Hoodie brnie w softowy klimat, mieszając melodyjne bity z przyjemną nawijką i śpiewanymi refrenami. „Let Me Be Me” pod względem brzmienia mogłoby być wizytówką płyty, ponieważ jeśli ten track nie spowoduje u was drgawek, to dalej ich raczej też nie uświadczycie. Może z jednym drobnym wyjątkiem. Śpiewane partie w „Fame Is For Assholes” także mogą okazać się zbyt dużym ciężarem do uniesienia dla miłośników klasycznego rapu. A dalej idzie już z górki, pianino tam gdzie się pojawia nie kłuje w uszy, i daleko mu do pianina znanego z polskich ulicznych płyt. Stopa i werbel dudnią przyzwoicie, choć wolałbym żeby bębny miały większą głębię (wiecie o co chodzi?). A główny bohater dopasowuje się do podkładów świetnie, rapując i podśpiewując na zmianę. Może nie jestem znawcą w tej materii, ale moim zdaniem Allen naprawdę potrafi śpiewać, i nie jęczy jak co poniektórzy mc’s.

A o czym rapuje ten dwudziestoczteroletni nowojorczyk? Tutaj akurat rewolucji nie ma, bo w dużej mierze teksty dotyczą kobiet, a Hoodie nie opisuje swoich związków w poetyckim stylu. W „Good Intentions” Allen wspomina czasy kiedy jeździł swoim pierwszym samochodem po mieście „with these beautiful women” (swoją drogą to chyba mój ulubiony numer). „Reunion” to z kolei standardowa gadka o tym, że każda laska chciałaby popracować z nim po koncercie. Nie spodziewajcie się, że dalej jest inaczej.
„So tell me what you want, what you really really want.
I ain't got time, if you think that you're in love, with me.”
Oto fragment refrenu „Two Lips”, w którym Hoodie nawija o czym? O laskach #classic. Nie wiem na ile przeszkadza Wam taka monotematyczność utworów, aczkolwiek ja chyba się z nią pogodzę, bo w gruncie rzeczy wielu dobrych mc’s rapuje od lat dziewięćdziesiątych o rapie i jakoś z tym żyją (a patrząc na klipy widać, że żyje im się z tym bardzo dobrze).

I to by było na tyle. „Crew Cuts” to płyta stosunkowo krótka, zawiera 11 numerów, więc nie ma sensu rozpisywać się o niej na sześć akapitów. Mam nadzieję, że zachęciłem Was do sprawdzenia tego kota, bo nawet jeśli nie pisze storytellingów niczym Immortal Technique, i zdarza mu się niebezpiecznie brnąć w złą stronę popu, to w moim mniemaniu jest bardzo dobrym raperem. A biorąc pod uwagę, że już niedługo przyjdzie pora na słuchanie letniaków, to takie numery jak „Casanova” mogą zawojować niejedne subwoofery. Ode mnie 4, czyli tak zwany „dobry”. Mogłoby być lepiej, ale nie ma na co szczególnie narzekać.

 

!!
dobry jest, propsy!

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>