Łozo aka Pitahaya / Pedros / DJ Klimat "Back To The Future" (Przegapifszy #44)

71 zawsze miało mocną scenę. Nie potrafię wskazać innego polskiego miasta niż Wrocław AD 2002, które jednego roku spłodziło cztery niepodważalne klasyki.

Zabawę w odgadywanie tego kwartetu zostawię wam, natomiast sam przeniosę się sześć lat do przodu, kiedy to drugi poważniejszy album wydał reprezentant Drutz Foundation i Wrooclyn Dodgers - Łozo aka Pitahaya. Drugi i nieostatni niesłusznie przegapiony.

To zresztą jedna z cech charakterystycznych rapsów z Dolnego Śląska - zero parcia na rozgłos. Można się nazywać Jot, nagrać w życiu kilkaset kawałków i cieszyć się nadal statusem tylko lokalnej legendy, którą szanują ci, którzy wiedzą, o co chodzi w tej grze. Łozo wie - nie tylko przez respekt dla starszego krajana.

Z jednej strony student (opcjonalnie - studenciak, sweter), z drugiej mega zajawkowicz. Nie twierdzę, żeby jedno z drugim miało powód się wykluczać, niemniej spoiwo w postaci bardzo inteligentnego Pitahaya'i jest tu nie bez znaczenia. Ten facet jest żywym dowodem dla zacietrzewionych małolatów, którzy chcieliby wyprowadzić pierworodnych z krzywdzącego stereotypu, że rap to tylko HWDP i jaranie zielska.

Nie jest tak cool jak raperzy od seksu, ale przy dziecku nie będzie wstydził się tekstów. Wyklina wszelkich prawilniaków i gangsterów ze średnią wieku "układ rozrodczy u ssaków", rozprawia o religii, bez epitetów wspomina ex-dziewczyny, domaga się godnych zarobków u absolwentów wyższych uczelni... Krótko mówiąc, porusza sporo ważkich tematów, a przy tym nie zapomina o bragga, relaksie i o podaniu farby ziomowi, który wrzuca graff jak Jordan piłę w obręcz. Otwarta głowa, pewny flow, dystans do siebie i jednak nazbyt nachalne moralizatorstwo.

Dużo mniej nachalny jest producent tego albumu - Pedros. Jego bity kojarzą mi się z tym, co zrobił Kłapuh na płycie "Legendy Płynące z Tych Okolic" duetu Zaginiony/Skajsdelimit. Czyli: wirtuozerii tyle co kot napłakał, rozbudowanych aranżacji nie stwierdzono, ale buja aż miło. Fajny, funkowy posmak na mocnych, klasycznych bębnach i precyzyjnie pociętych samplach. Bez cudów-niewidów (za to z pomocą DJ-a Klimat) udało się stworzyć takie sztosy jak "Pierwszy dzień", "Drutz" czy "Spokojnie". Jedyne, co przeszkadza, to kilka ostatnich numerów - zbyt smętnych i topornych.

Równie dobrze tych kawałków mogłoby nie być. Tych lub losowych pięciu-sześciu innych, bo ta płyta jest zwyczajnie za długa i przy którymś odsłuchu zaczyna nudzić. Ale jeśli nie czujesz potrzeby wałkowania "Back To The Future" przez cały bity dzień - sięgaj śmiało. Raz na jakiś czas wchodzi przepięknie.

Anonim
"z lotu ptaka" bylo oczywiscie dobra plyta.
emkuzet
dobry materiał :) pamiętam jak go katowałem pare lat temu
Anonim
"Z Lotu Ptaka" to świetny materiał ; D
sdadasd
"Ten facet jest żywym dowodem dla zacietrzewionych małolatów, którzy chcieliby wyprowadzić pierworodnych z krzywdzącego stereotypu, że rap to tylko HWDP i jaranie zielska. " Ziom poszedł do sklepu w wannie znalazł wodę. Podobny sens
ems
Jak dla mnie trzeba tu docenić prace producenta i dj'a. A Łozo jakoś tak słabo do mnie przemawia
aaaa
Ten to akurat średni " Z lotu ptaka" jakieś 3 levele wyżej.
panban
paździerz w chuj, nawija jak dziwka na żetony, beaty ok reszta syf
Ania22yourblacksugar
Z lotu ptaka to najdojrzalszy materiał od Łoza Bity nie zawsze dały radę ale płyta jest konkret. Z gości największe wrażenie zrobili : Jimson i Fauel 2099

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>