Omar Linx "City Of Ommz" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-12-01 19:00 przez: Łukasz Rawski (komentarze: 4)
Kanada w sensie rapowym to nadal dla mnie kraj - zagadka. Nie kojarzę praktycznie nikogo po za Drake'm i kilkoma innymi, undergroundowymi artystami.

Wśród nich jest pewien zawodnik, swoista perełka, która nie potrzebuje nawet oszlifowania,
bo już w tym momencie dysponuje naprawdę pokaźnymi umiejętnościami, które potrafi wykorzystać w stu procentach.

O kogo chodzi? Omar Linx panie i panowie. Zawsze uwielbiałem rap za to, że praktycznie nikomu nie znany artysta potrafi wskoczyć na moją playlistę jak gdyby nigdy nic i zawładnąć nią na bardzo długie dni. "City Of Ommz" to album trochę przegapiony przez PopKiller, jak pewnie i przez większość słuchaczy. No, bo co kogo interesuje jakiś anonimowy raper z Toronto? Premiera albumu miała miejsce 12 lipca tego roku i choć niemal od dnia premiery moja zajawka była bardzo mocna to jakoś nie potrafiłem zebrać się w sobie by napisać o albumie coś więcej. Ostatnio jednak przypominałem sobie praktycznie wszystko, co usłyszałem w powoli upływającym roku i zdecydowanie najwięcej czasu spędziłem właśnie przy "City Of Ommz".

Ta płyta ma wszystko to, co pozwala uznawać ją za bardzo dobrą. Omar dobrał bardzo dobre bity, w większości są bardziej newschoolowe, choć myślę, że nie będzie to wielka przeszkoda nawet dla trueschoolowców. Omar jest w swoim rapie niezwykle prawdziwy, porusza w większości tematy które dotyczą każdego z nas. Ponadto jego lekko chrypliwy głos jest świetnym "narzędziem narracyjnym". Nie, Omar to nie ktoś na wzór Sokoła. Chodzi mi bardziej o to, że głos Linxa to jeden z jego największych atutów. W szczególności z tymi nowoczesnymi bitami, które dają tej płycie świeżości, sprawiają że krążek bardzo długo jest zjadliwy, ba nawet nie chce się od niego oderwać, jak to było w moim przypadku.

Jak wygląda sprawa gości? Głównie anonimowe dla mnie ksywy, z małym wyjątkiem. "See You In Hell" i gościnne występy Royce Da 5'9"' i Joella Ortiza. Zresztą występ Royce'a to bardzo udana kooperacja i nie ukrywam, że to właśnie ksywka pana z Detroit przekonała mnie by sprawdzić bliżej ten krążek. Cała reszta gości to dla mnie postacie bliżej nieznane, choć nie znaczy to że wypadły źle. Głównie są to śpiewane refreny, tak więc coś, co lubię bardzo, zwłaszcza jeśli jest to faktycznie wykonane na poziomie. A na "City Of Ommz" tak właśnie jest.

Czemu piszę o albumie z lipca pod koniec roku? Z jednej, bardzo prostej przyczyny. Bo ten album bije na głowę wiele fejmowych produkcji, które zawiodły Cię drogi słuchaczu. Znam ten ból kiedy raper x przed premierą robi wielką pompę, oczekuje się nadchodzącego końca świata, a krążek y okazuje się zwykłą klapą. Omar wypalił jak Filip z konopii z tym albumem, zaskoczył mnie całkowicie. Jednak jest to na tyle oryginalna płyta, że to zaskoczenie było tylko i wyłącznie pozytywnie. Świetna płyta, na dzień dzisiejszy jedna z najlepszych w tym roku, a sam Omar to chyba debiut roku w moim mniemaniu. Jeszcze jednym atutem tego krążka jest fakt, że jest on całkowicie darmowy. Oczywiście, możecie nabyć oryginał za 10 dolarów, ale Omar udostępnił płytę również do darmowego downloadu. Tak, więc nie czekajcie, już teraz wbijajcie na oficjalną stronę Omara i delektujcie się czołową produkcją tego roku. Piąteczka.



D
dodam jeszcze ze znalazł się na tym albumie bit z Polski...
Anonim
See you in hell jest genialne, Royce rozjebał zwrotką album. Amen.
Pod wrażeniem
Czy ktoś zna stronę, gdzie znajdę chociaż połowę tekstów z tego albumu? Nie chciałbym przeoczyć za wiele w tej perełce, a bez angielskiego tekstu będzie o wiele ciężej.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>