Kendrick Lamar "Section.80" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-11-05 16:00 przez: Paweł Miedzielec (komentarze: 13)
Kendrick Lamar w ciągu niecałego roku przebył naprawdę długą drogę.
12 miesięcy temu był kolejnym utalentowanym kalifornijskim Świeżakiem, który próbował utorować sobie drogę z głębokiego undergroundu na mainstreamowe podwórko.
Dziś jest przez wszystkich nazywany największą nadzieją zachodniego wybrzeża i "wybrańcem" który poprowadzi West Coast w nową muzyczną erę.
W czym tkwi fenomen 24-letniego rapera z Compton?

Cześć odpowiedzi na to pytanie znajdziemy na jego najnowszym krążku "Section.80", który okazał się jednym z najlepszych albumów jakie ukazały się w tym roku na rynku. Dlaczego?
Ponieważ łamie on pewne standardy, jakimi do tej pory cechowała się praktycznie każda pozycja z Kalifornii i przynosi swoisty powiew świeżości, potrzebny tej scenie jak nigdy dotąd.
K-Dot wyróżnia się również z tłumu raperów zachodu i nie próbuje usilnie zgrywać za mikrofonem twardego gangstera. Zamiast tego pełni rolę cichego obserwatora, który z ukrycia obnaża wady społeczeństwa i ujmuje szczerością dotyczącą swoich osobistych wzlotów i upadków.
Z pewnością bliżej mu ze swoją twórczością do takich ekip jak Pharcyde lub Souls Of Mischief aniżeli podwórkowych bohaterów w osobach Dr. Dre czy Mc Eiht'a.

Jego rap jest płynny i melodyjny, oparty na spokojnych produkcjach czerpiących pełnymi garściami z soulu i jazzu co czyni go jeszcze bardziej przyswajalnym dla zwykłego słuchacza. Znajdziemy tu więc zapis obrazu świata widziany oczyma 24-latka wychowanego w ponurej okolicy, który potrafi sięgnąć wzrokiem daleko poza teren własnego blokowiska.

Rozrzut tematyczny na "Section.80" jest naprawdę imponujący.
Mamy tutaj utwory takie jak świetne "A.D.H.D." które poruszają problemy pokolenia lat 80-tych, dorastającego w erze cracku i Ronalda Reagana ("You know why we crack babies cuz we born in the 80s").
"No Make-Up (Her Vice)" wyraża sprzeciw wobec nadmiernego używania przez kobiety kosmetyków i potrzebę akceptacji siebie takim, jakim się jest ("Don't you know your imperfections is a wonderful blessing?/ From heaven is where you got it from.") a "Keisha's Song (Her Pain)" to bardzo udany follow-up "Brenda's Got A Baby", tyle że w roku 2011. To porównanie nie jest bynajmniej na wyrost - tragiczna historia zamordowanej nastolatki przynosi na myśl jednoznaczne skojarzenia z hitem Shakura, nagranym prawie 20 lat temu.
Przykład ekshibicjonizmu na "Hol' Up" ("I wrote this record while 30,000 feet in the air/ Stewardess complimenting me on my nappy hair/ If I could fuck her in front of all these passengers/ They'd probably think I'm a terrorist.") z każdym odtworzeniem wywołuje uśmiech na mojej twarzy a krytyczna samoocena Kendricka, widoczna w wersach "I used to want to see the penitentiary way after elementary/Thought it was cool to look the judge in the face when he sentenced me/ Since my uncles was institutionalized/ My intuition had said I was suited for family ties" jest tym bardziej godna podziwu, jeśli weźmie się pod uwagę fakt że raper pochodzi z okolicy w której "bycie twardzielem" jest ważnym elementem codziennej egzystencji.
Album kończy mocne "HiiiPower" produkcji J. Cole'a, który już teraz stał się dla mnie jednym z najlepszych numerów wydanych w tym roku a z każdym odtworzeniem wkręca się coraz bardziej.

Po przesłuchaniu "Section.80" mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że Kendrick Lamar wykonał kawał dobrej roboty i poczynił wyraźny progres w stosunku do poprzedniej produkcji. Płyta brzmi bardzo spójnie a postęp w nawijce rapera jest zauważalny praktycznie od pierwszych wersów na krążku.
Oczywiście nie jest to materiał idealny i numery pokroju "HiiiPower", "Hol' Up" czy "A.D.H.D." wyraźnie wyróżniają się swoim poziomem na tle "Tommy's Song (Her Evils)", "Kush & Corinthians" i "Blow My High", które mówiąc krótko nie porywają.
Niemniej jednak całość wywołuje jak najbardziej pozytywne wrażenie i płyty słucha się z przyjemnością. Mimo przytłaczającego momentami melancholijnego klimatu jest to bardzo dobra pozycja a jak powiedział sam K-Dot - "Section.80" to tylko "rozgrzewka" przed mainstreamowym debiutem, planowanym na 2012 rok którego już teraz oczekuję z niecierpliwością.
Mam tylko nadzieję, że Kendrick nie podpisze kontraktu z Aftermath i ograniczy swoją współpracę z Dre jedynie do nagrywania wspólnych numerów bo jak pokazuje historia, żadnej z wielkich nadziei West Coast'u (Hittman, Bishop Lamont) nie wyszło na dobre związanie się z tym labelem.
Oby K-Dot wyciągnął z tego właściwe wnioski bo jest zwyczajnie zbyt utalentowaną i zbyt ważną w tej chwili postacią dla zachodniego wybrzeża aby przespać swoją wielka szansę na podbój mainstreamowego świata. Czwórka.








777
zajebiste!
maciej z południa
ten koleś jest tak cienki, że ja pierdole. nadzieja westu i powiew nowej świeżości? nigga please...
hm
to proszę powiedz mi dlaczego uważasz,że jest słaby? podejrzewam,że nie wiele zrozumiałeś z jego tekstów lub (i) nie podchodzą ci podkłady, czy też wnerwia cię jego głos
Anonim
No w kooońcu pojawiła się ta recka:) nie zgodzę się z tobą, według mnie każdy track tutaj jest na mistrzowskim poziomie, album na piąteczkę z plusem, moje Top5 tego roku.
Anonim
Zgadzam się z Pawłem i Zajawkowiczem:) Co do kontraktu z Dre no zobaczymy co będzie nie ma co gdybać. Niech dołączy do swojego kolegi w Strange Music:P Bezpośrednio pod Aftermath to faktycznie lipa, bo mam wrażenie, że Dr. Dre po prostu myśli tylko o tym swoim Detoxie który śmiem twierdzić będzie słaby, bo jak coś się kombinuje i kombinuje to w końcu się przedobrzy:) w efekcie czego postacie takie jak wymieniony Bishop czy Hittman, ale także i inni odchodzą, jedynie Busta Rhymes zrealizował album :D Pozdrawiam
Frosty
Jak dla mnie pełna piąteczka, debiut roku. Czekam na kolejny album!
Frosty2
A Kush & Corinthians to dla mnie track albumu :).
Anonim
Dre ma już niewiele do powiedzenia w Aftermath jako że jakiś czas temu odsprzedał pakiet większościowy z powrotem do Interscope więc tak naprawdę rządzi tam Jimmy Iovine. Nie tylko Bishop czy Hittman nie wydali nic w Aftermath - lista jest o wiele dłuższa: King T, RBX, Dawn Robinson, Rakim, Truth Hurts, Marsha Ambrosius, Raekwon, Eve, Stat Quo i parę innych postaci a album Busty też miał się pierwotnie ukazać o wiele wcześniej co spowodowało że i on opuścił wytwórnię... Kendrick powinien się trzymać jak najdalej od tego miejsca i dołączyć do jakiejś niezależnej wytwórni Jak E1 (Koch) albo Strange która zapewni mu dobrą promocję, chociaż na dzień dzisiejszy Top Dawg Ent. prowadzi go bardzo dobrze a gość zapełnia salę na każdym koncercie w Kalifornii - oby tak dalej!
Anonim
Debiut roku jak dla mnie, najbardziej lubie jak zadziwiają mnie płyty na które nawet nie czekałem, w tym roku to ta. Ma mega styl z tymi przyspieszeniami.
deenorectah
Przeciez ta plyta jest mizerna, jaka nadzieja wescoastu, wogole co to za porownanie z takimi ikonami jak Hieroglyphics, Souls Of Mischief i The Pharcyde, autor recenzji jest wrecz bezczelny z porowanienm takich legend do tego "bolka", koles co najwyzej moze pucowac im mikrofony i mpc, flow jeszcze slabszy niz beaty, ciagnie sie strasznie, bez charyzmy, monotonia, plyta raczej slaba, a na West Coascie sie dosyc dobrze znam, wiec znam temat.
Anonnim
Mnie również ta płyta nudzi...
loool
@deenorectah "flow jeszcze slabszy niz beaty, ciagnie sie strasznie" Rigamortis z tego albumu. Nie musisz dziękować.
Anonim
polacy to popierdoleni słuchacze, jak można napisać że Kendrick ma nudne flow? może jeszcze teksty ma słabe? a no tak, zapomniałem że ich nie czytacie bo ich nie rozumiecie.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>