Top 10 dekady - USA - (subiektywny ranking nr 1)

dodano: 2011-01-30 17:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 33)


Żeby coś ocenić poza ferworem bieżących wydarzeń potrzeba dystansu czasowego... Ubiegła dekada w powszechnej opinii była tą gorszą, która nastąpiła po hołubionych latach 90. Czy aby na pewno? Owszem trendy, mainstreamowe wynalazki, ogólnie przyjęte normy poleciały na łeb na szyję w dół, ale lata 2001-2010 to również dziesiątki albumów, które będziemy wspominać z wielkim szacunkiem dla ich poziomu.

Dekada ta była dla wielu z nas pierwszą w której świadomie obcowaliśmy z rapem, walczyliśmy z własną ignorancją, poznawaliśmy nowe rejony na mapie Stanów, nowe labele, style... Mam to szczęście, że podsumowanie jest subiektywne, bo sam zdaje sobie sprawę jak wiele ciekawych cedeków do nadrobienia zostawiła ta dekada i z jak wielu musiałem lub chciałem zrezygnować. Obiecuję wam, że następne podsumowanie dekady (kiedy redakcja Popkillera będzie już lokować swoje miliony na Kajmanach), będzie rzetelniejsze, sasasa... Teraz moje dwadzieścia płytek za które zawsze będę wdzięczny dekadzie 2001-2010.


Wyróżnienia "zerowe"
Jeśli chodzi o rok 2000 to mieliśmy z nim sporą zagwozdkę. Nasze podsumowania obejmują pierwszą dekadę nowego wieku - czyli lata 2001-2010. Jednak znacząca większość zestawień sprzed 10 lat oparta została o lata 90'te, w związku z czym przełomowy 2000 rok znalazł się w dość niezręcznej sytuacji - nie mieszcząc tu ani tu mógł zostać całkiem pominięty. Stąd nasze specjalne wyróżnienia, bo wyszło w nim parę naprawdę mocnych krążków.

Big L "Big Picture" -
Dyskusja nad tym jak wyglądałby ten album, gdyby Big L nie został zamordowany jest bezcelowa. W 1999 roku odszedł jeden z największych MC's w historii, a wokalna warstwa tego albumu dowodzi, że miał do zrobienia jeszcze bardzo wiele kapitalnych numerów.

Common "Like Water For Chocolate" - Opus magnum Commona na najlepszych bitach na jakich rapował w swojej karierze. Soulquarians potwierdzili, że nie mają sobie równych na Świecie i już. Ten album przesłuchany tysiąc razy wciąż ma przed Tobą swoje zagadki. Dla mnie to dowód wielkości.

Eminem "Marshall Mathers LP" - Niektórzy do dziś nie mogą pogodzić się z sukcesem jaki odniósł Marshall, ale przy takich albumach jest to jak najbardziej wskazane. Nieprawdopodobny talent raperski idący w parze z charyzmą, osobowością i skłonnością do ekshibicjonizmu... Dzięki temu "Marshall Mathers LP jest klasykiem.

Outkast "Stankonia"  - W tamtym okresie czego by się nie tknęli zamieniali w złoto (częściej platynę). Niewiarygodna moc twórcza tego duetu na albumie z 2000 roku objawia się z wielkim impetem. To nie tylko "Miss Jackson" i klip z baunsującymi zwierzakami, to rzecz absolutnie konieczna w kolekcji fana legend ATL,

Reflection Eternal "Train Of Thought" - Raper z NYC i producent z Cincinatti na przełomie wieków wskazali nową drogę dla conscious rapu tworząc jeden z najwspanialszych albumów tamtego okresu. Wysmakowane brzmienie i mądrość w wyważeniu liryki na tym albumie imponuje do dziś.


Wyróżnienia (alfabetycznie)

Blackalicious - The Craft
- "Blazing Arrow" jest fantastyczne, ale to "The Craft" ostatecznie i bardzo dosadnie uświadomiło, że Gift Of Gab to jeden z największych talentów mikrofonu naszych czasów, a Chief Xcel może wyprodukować wszystko... Od futurystycznych brzmień aż po najpiękniejszy rhythm'n'blues lat 70. Przepiękna płyta.

Common - BE - Produkcją tego albumu zajęli się Kanye West i Dilla i jest to dzieło, za które zawsze będę im wdzięczny. Idealne, soulfullowe podkłady dla ciepłego, mądrego głosu Lonniego Lynna. Może i faktycznie ten album jest słodki, ale to, że otarł się o platynę i w wielu recenzjach za Oceanem otrzymał maksymalne oceny, świadczy o tym, że ciężko go nie lubić. Moim zdaniem obok "Like Water For Chocolate" to najważniejsze dzieło rapera z Chicago.

Edo G & Pete Rock - My Own Worst Enemy - Ikona bostońskiego podziemia, raper z wieloletnim dorobkiem, właściciel kapitalnego flow i głosu dobrał się w parę z jednym z najlepszych producentów nowojorskich bitów... Nie mogło wyjść z tego coś słabego. Rewelacyjnie wyprodukowane, szczerze i mocno zarapowany album, który zawsze wraca do głośników w regularnych odstępach czasu.

Fashawn - Boy Meets World - Mój ulubiony debiut wydawniczy tej dekady. Kalifornijskie brzmienie kapitalnie przemieszane z plastycznymi historiami dziecka wychowanego w najgorszych warunkach, ale na tyle ambitnego, żeby wynieść z tego głównie to co najlepsze (?!). Bardzo świadomy, bardzo efektowny i doskonale wyprodukowany przez Exile'a album. Moim zdaniem płyta zasługująca na zacznie większą uwagę niż szuflada z napisem "ciekawostka z obozu Dilated Peoples".

Kanye West - Graduation - Najbardziej przebojowe, najlepiej wyprodukowane i w moim mniemaniu ogólnie najlepsze z dzieł Ye. "Collage Dropout", "Late Registration" i świeżutkie "MBDTF" też zasługują żeby się tutaj znaleźć, ale w zestawieniu z trzecim albumem pana Westa naprawdę mało co jest w stanie się obronić.

Ludacris - Theater Of The Mind - Jako MC w zasadzie w mainstreamie jest poza konkurencją. Tubalny głos, fantastyczne umiejętności jego wykorzystania, znakomite poczucie humoru i "unstoppable flow". Nadal nie ma na koncie klasyka, ale "Theater Of The Mind" to album najbliższy tego statusu. Bardzo, bardzo dobry materiał z kilkoma momentami w których można się po prostu rozpłynąć w zachwytach dla rapera z Atlanty.

Marco Polo - Port Authority - Jedna z najlepszych płyt producenckich jakie słyszałem w swoim życiu. To, że Marco zrobił rewelacyjne bity wtedy było czymś oczywistym (są genialne!), ale to jak zebrał takie postaci jak Masta Ace, Juju, A.G., O.C., Kool G Rap, Ed O.G., Large Pro, Buckshot, Wordsworth i J'Davey na jednej płycie... Takiej płycie... Rzeźnia straszliwa.

Nas - Lost Tapes - Tylko jeden człowiek na Świecie jest w stanie z kompilacji "odrzutów" zmontować tak wspaniały album jak "Lost Tapes". Z tego co mi wiadomo nie jestem odosobniony w opinii, że "Lost Tapes" przewyższa "God's Son" i "Stillmatica". "Black Zombies", "Doo Rags" czy "No Idea's Original" to Nasir Jones w najlepszej odsłonie.

Pharoahe Monch - Desire - Jak wracać na scenę to tylko tak. Pharoahe to stary wymiatacz, który doskonale wie, że żeby zwrócić na siebie uwagę, trzeba zaskoczyć. Jest też na tyle mądrym typem, że zaskoczenie powinno być zawarte w muzyce, a nie w otoczce. Tą płytą zaskoczył, rozbroił, rozłożył na łopatki i jednoznacznie wskazał na siebie jako jednego z najlepszych MC's naszych czasów. Ten album jest fascynujący od dnia premiery, aż do dziś.

Redman - Malpractice - Kozackie wejście Redmana w nowy wiek. Megafunkujące bity, hit na hicie, świetna forma raperska i właściwie wszystko czego potrzeba, żeby zrobić zajebisty album. Oprócz "Let's Get Dirty" znajdziecie tutaj pakiet numerów o bardzo podobnym charakterze i co ważniejsze... Z bardzo podobną siłą rażenia. Ogień!

Talib Kweli - Right About Now - Skoro ma  być subiektywnie to i odrobina kontrowersji nie zaszkodzi. "Quality", "Eardrum", "RPM's" to albumy fantastyczne, a nawet "Beautifull Struggle" darzę dużą estymą, ale "Right About Now", album darmowy, początkowo bez wersji CD, to rzecz absolutnie niezbędna w płytotece każdego fana BKMC. Numer dla Lauryn Hill, "Beast" z Papoosem, "Fly That Knot" z MF Doomem czy "Drugs, Basketball & Rap" to rzeczy fenomenalne i nie wolno ich ignorować.

The Game - Doctor's Advocate - "The Documentary" jest przepełnione hitami, ale bardziej naiwne w ich produkcji. "Doctor's Advocate" to płyta, która miała udowodnić Dre'owi, że Game'a lepiej mieć po swojej stronie i moim zdaniem wypełniła to zadanie w stu procentach. Kapitalna warstwa produkcyjna i charyzmatyczny raper na froncie.

10. Gang Starr - The Ownerz
Dla starszych słuchaczy, to słabsza kontynuacja "Moment Of Truth", dla mnie doskonały dowód na to, że Gang Starr to najlepszy duet producent/MC. "Rite Where U Stand" to jeden z moich ulubionych numerów Gang Starra, a płyta jest kopalnią diamentów - od oldschoolowego "Skills", przez imprezowe "Nice Girl, Wrong Place", aż po hardkorowe "Who Got Gunz". Dla mnie (mimo wszystko?) jest to kolejny klasyk w dorobku duetu.

9. Brother Ali - Shadows On The Sun
Ta dekada to fantastyczny rozwój i wiele kapitalnych albumów Rhymesayers Ent. W labelu z Mineapollis od zawsze rządzi jednak nie Slug, a właśnie Ali. Przyczyną jest chociażby ten album, na którym Ant pokazał się z bardziej klasycznej strony, a raper-albinos przewinął najlepsze zwrotki w karierze. Takich numerów jak "Victory", "Dorian" czy "Win Some Lose Some" nie da się zapomnieć. Album na setki przesłuchań.

8. O.C. - Starchild
Jak zrobić klasyk przez przypadek? Trzeba nazywać się Omar Credle i za mikrofonem umieć zrobić to co Omar Credle (czyli rzeźnię) i mieć takie bity... Dla mnie ten materiał to najlepszy sposób, żeby przez godzinę nie oderwać się od głośników. Klasyczne brzmienie, staroszkolny typ nawijki, kapitalne wersy, mnóstwo emocji... D.I.T.C. w najlepszej odsłonie zeszłej dekady.

7. Masta Ace - A Long Hot Summer
Ostatni jak dotąd solowy album Masta Ace'a to rzecz prawie idealna. Na tej płycie jarasz się wszystkim ze skitami opowiadającymi historię włącznie. Tutaj chorwacki producent robi jeden z najlepszych bitów dekady, tutaj Ace daje szkołę jak jechać na podwójnych i być efektownym bez zadyszki na mikrofonie... Doświadczenie, mądrość, szczerość, piękna muzyka... Ile razy wracaliśmy już do tego długiego, gorącego lata i ile razy stwierdzaliśmy, że to najlepsze miesiące rapu w XXIw?

6. Hi-Tek - Hi Teknology 2: The Chip
Niesłusznie pomijany album, moim zdaniem ocierający się o perfekcję. Fantastyczna obsada na mikrofonach (od Nasa, Ghostface'a i Q-Tipa, aż po The Game'a, Kurupta czy Devina) i muzyka Teka, która dowodzi, że jak tylko chce jest w stanie grać na naszych uczuciach w dobrym tego słowa znaczeniu. Album pięknie wzbogacony przez Willie Cottrell Band (zespół ojca Hi-Teka) i jako całość urzekający na setki godzin słuchania.

5. Outkast - Speakerboxxx/The Love Below
Spór na temat tego, które z dwóch CD jest lepsze, wciąż jest żywy, ale to bez znaczenia. Jeden z najlepszych dwupłytowych albumów w historii gatunku. Nieokiełznany w swoich szalonych inspiracjach Andre3000 i serwujący najlepszą, popartą nieziemskimi skillsami wersję południowego rapu Big Boi zrobili album, który połączył zadowolenie starych fanów z wielkim sukcesem komercyjnym. Jeśli znacie to z "Hey Ya" miejcie świadomość, że to tylko kwiatek do butonierki...

4. Q-Tip - The Renaissance
Duch Tribe'ów wciąż jest żywy. "Renaissance" to muzyka zarazem paradoksalnie odmienna od dokonań ATCQ (stylistycznie), a zarazem zbliżona (poziomem i znaczeniem). Fantastycznie wyprodukowane, trendsetterskie dzieło, które o głowę przerasta "Amplified". Odważne kombinowanie z innymi gatunkami, muzyczna świadomość i co najważniejsze... Nazwę tego albumu naprawdę można traktować bardziej serio niż jak marketingowy zabieg speców od wizerunku. Każdy z nas lubi być świadkiem historii. Premiera tej płyty to jeden z najważniejszych punktów w historii hip-hopu ostatnich lat.

3. Nas & Damian Marley "Distant Relatives"
Musiało się tu znaleźć. To album, który połączył style Nasa i Junior Gonga w sposób niemal idealny. Niesamowita chemia między twórcami, doniosły i poważny przekaz, ale przede wszystkim muzyka, której nie chce się wyłączać. Świetne kompozycje, mnóstwo numerów z najwyższej półki, magia "Strong Will Continue", moc "Nah Mean" i "As We Enter", pozytywna energia "Count Your Blessings"... Wielki album, który bankowo przetrwa próbę czasu, nawet pomimo małego rozczarowania jakie sprawił na listach sprzedaży.

2. Jay-Z - Black Album
Na szczęście to nie ostatni album Hovy. Wielu w tym miejscu widziałoby zapewne "Blueprint", ale dla mnie to właśnie czarny album jest ulubionym (po "Reasonable Doubt" oczywiście) dziełem Shawn Carter. Jest tu i sporo patosu i parę numerów, które bym wymienił, ale "Black Album" słucha się w całości z pełną uwagą dla każdego słowa, werbla, sampla... To dzieło wielkie i to się po prostu czuje. Za "99 Problems", "Lucifer", "Encore" czy  "Threat" dałbym się pociąć. Jeśli nie znasz, nie przyznawaj się i szybko nadrabiaj.

1. The Roots - How I Got Over
Nie sądziłem, że cokolwiek będzie w stanie pobić rewelacyjne "Tipping Point" z 2004 roku. Od dawna twierdzę, że to właśnie ?uestlove jest jednym z największych wizjonerów muzycznych tej dekady, dlatego, że jak nikt inny potrafi jednocześnie patrzeć za i przed siebie. Człowiek, który ma nie tylko wielkie możliwości, ale zmysł, znajomości, dbałość o szczegół i zespół... Black Thought nie zawodzi nigdy, a już na pewno nie na tym albumie. Na tej płycie wszystko jest na swoim miejscu, wszystko jest po coś, wszystko ma głęboki sens. To album kompletny.

Anonim
ogólnie rzecz biorąc, zgadzam się z wyborem płyt, jednak kolejność zupełnie inna u mnie. A, mimo wszystko (nie umniejszając poziomowi płyt): Nas z Damianem i Roots w pierwszej trójce?! Nieporozumienie, naprawdę. Pomijając to, ze chyba wyszło kilka lepszych płyt, to jest po prostu ZA WCZEŚNIE, myślę, że to zbyt swieże płyty, stąd taki odbiór u Ciebie. Nie zgadzam się zupełnie z takim wyborem.
Anonim
Pierwsza dziesiątka leciała przez parę dni u mnie, więc miałem bezpośrednie porównanie. Dlatego taki wybór. Za 5 lat, kiedy wszyscy będą mówić jakie to klasyki co im powiem, że było za wcześnie?;) To ma być podsumowanie dekady, a te płyty są jej integralną częścią.
RedDevil
Dla mnie Stillmatic zdecydowanie lepszy od Lost Tapes. Poza tym z kilkoma pozycjami się zgadzam, z kilkoma nie, normalka.
RedDevil
Aaaaa.Co do The Roots to zdecydowanie Tipping Point. Ale też nie na pierwszym.
Anonim
Daniel - mam na myśli to, że jeszcze dobrze emocje nie opadły po tych płytach i opinia może być przez to nie do końca obiektywna. Nawet porównując płyty sprzed 8 lat z tymi z poprzedniego roku, i starając się być obiektywnym, na pewno czuje się śweżość płyt i jednak moze się wkraśc pewne przekłamanie do rankingu. Stawia się automatycznie wyżej te niedawne płyty, szczególnie jak tzw. "jaranko" nie opadło do końca. Tak sądzę. Ogólnie nie lubię nazywania płyty z miejsca klasykiem, na to potrzeba lat, ale to nie moment i miejsce na dyskusję nt wyciągania pochopnych wniosków ;) No ale rozumiem Twój punkt widzenia i uzasadnienie, pozdrawiam.
Anonim
Ja wiem czy na Distant Relatives jest za wcześnie?? Skoro autor uznał tą płytę wydaną przecież w ubiegłej dekadzie wartą wrzucenia w ranking - to o co chodzi?
Anonim
aaaaah, dojrzałem Fashawna w wyróżnieniach :) Propsy za to. Piękna płyta, zgadzam się, beaty Exile'a piękne, wolę te bardziej miękkie, na całe szczęście przewazaja na płycie. No i Fashawn - naprawdę dobry jest, co prawda jeszcze chyba nie do końca ukształtowany, ale jedzie fajnie, ulicznie momentami ale i refleksyjnie. No i strasznie zajarałem się tą okładką, taka klimatyczna i ciekawa. Jak się doda jeszcze mixtape "Ode to Illmatic", można uznać, że jaram się nim bardzo.
Anonim
Daniel gust mamy podobny :)) zmienilbym Kweliego na Ear Drum, Westa na dwojke, no i chyba Distant Relatives o 2 pozycje za wysoko, ale poza tym sie zgadzam
Anonim
Bardzo dobre podsuwanie i podobny gust :).
Anonim
a gdzie Blueprint?!
Anonim
The roots nagrali świetną płytę, ale stawiać ich przed Black Album? Trochę niedorzeczne.
Anonim
widocznie autor zestawienia ceni sobie wyżej HIGO niż Black Album, to jest subiektywny ranking... dalej "niedorzeczne"?
Anonim
do płyt 2000 roku dodał bym na pewno Violent By Design - JMT, Restless - Xzibita oraz Mind over matter od Zion I co do dekady to brakuje mi np. Scarface - The Fix (jak moze go nie być??!1:O) Cunninlynguists - Southernunderground Cormega - The True Manning Chno XL - I Told You So DMX - Grnad Champ (ten portal chyba go nie lubi:D) no i NaS zdcydowanie zbyt nisko w końcu Stillmatic jest odwiecznym rywalem(CD) Blueprinta :D gdzie glosy co do jakosci dzielą się pewnie 50/50 ogólnie ranking niczego sobie. pozdro
Anonim
Gdybym miał poprzeć to logicznymi i powiedzmy "obiektywnymi" argumentami. "How I Got Over", to album zamordowany na moim sprzęcie. Od premiery nie było miesiąca w którym nie kradłby mi chociaż kilku dni - osłuchałem go dobrze, więc wiem o czym mówię. Dwa - The Roots to zespół który w tej dekadzie miał najrówniejszą dyskografię na Świecie - zasłużył na pierwsze miejsce, a to jest, moim zdaniem ich najlepszy album w tym dziesięcioleciu. Nie moja wina, że wydali go dopiero w 2010;) JarekZD: Zawsze wolałem "Black Album", nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić. 5!
Anonim
Tradycyjnie już z połową Twoich wyborów się Danielu nie zgadzam, np. z trzecim miejscem dla ''Distant Relatives''. Ale nie będę się wykłócał bo i tak mi powiesz, że to wybór subiektywny. Zresztą ciężko się do czegoś przyczepić bo większość z płyt w tym podsumowaniu to jednak kozaki. Zamiast tego dorzucę coś od siebie. Jeśli już zahaczyliścię przy okazji o rok 2000 to czemu zrobiliście to tak po łepkach? Przecież ten rok był bardziej tłusty niż Big Pun w dniu śmierci. Ukazały się wtedy takie płyciwa jak: Big L ''The Big Picture'' Blackalicious ''Nia'' Bumpy Knuckles ''Industry Shakedown'' Cali Agents ''How The West Was One'' Common ''Like Water For Chocolate'' Creutzfeld & Jakob ''Gottes Werk Und Creutzfelds Beitrag'' D.I.T.C. ''Worldwide'' Deltron 3030 ''Deltron 3030'' Dilated Peoples ''The Platform'' Dj Revolution ''In 12's We Trust'' Encore ''Self Preservation'' Foreign Legion ''Kidnapper Van'' Ghostface Killah ''Supreme Clientele'' Jedi Mind Tricks ''Violent By Design'' Jigmastas ''Lyrical Fluctuation'' Jurassic 5 ''Quality Control'' L.A.s Own Billy The Kidd presents... ''The Saloon Music LP'' Lone Catalysts ''Hip Hop'' Looptroop ''Modern Day City Symphony'' Lyricist Lounge Vol. 2 Mark B & Blade ''The Unknown'' Molemen ''BelowtheGround.BuriedAlive'' Mykill Miers ''It's Been A Long Time Coming'' Phife Dawg ''Ventilation: Da LP'' Planet Asia ''The Last Stand'' Quasimoto ''The Unseen'' Reflection Eternal ''Train Of Though'' The Creators ''The Weight'' Tony Touch ''The Piece Maker'' Ugly Duckling ''Journey To Anywhere'' Zion I ''Mind Over Matter'' Jak by nie patrzeć to każdy z tych albumów to dzisiaj klasyk. A i tak pewnie o czymś zapomniałem, taki był gruby rok 2000! Co najbardziej mnie dziwi to brak jakiejkolwiek płyty z obozu Dilated (Fashawna to tego nie zaliczam).
Anonim
Kadłub: Gdybym opisał każdą z płyt które wypisałeś, nikt nie doczytałby podsumowania do końca;)
Anonim
@ Daniel Wardziński Wiem, i dlatego to właśnie ja je wypisałem. PS. Ja bym doczytał do końca na pewno;)
Anonim
Czytając listę płyt z 2000 roku wymienione przez Kadłuba i przypominając sobie ich brzmienie i porównując je z wymienionym przez Daniela w podsumowaniu dekady, muszę stwierdzić, że moim skromnym zdaniem przełom wieków zjada całą dekadę:)
Anonim
God's Son !!!!
Anonim
@ Kadłub i inni... ja rozumiem, że każdy ma swoje zdanie na temat tego co w takim rankingu znaleźć się powinno, a czego zabrakło. ale mam wrażenie, że podchodzicie do tego za poważnie, czuje się w Waszych wypowiedziach zbyt dużo napięcia. powiem dosadnie - to nie wy piszecie na tym portalu, więc naprawdę więcej luzu. chcecie edukować innych co jest dobre, a co nie? fajnie, doceniam takie starania, ale też jajko nie może być mądrzejsze od kury. i nie chodzi mi o to, że umniejszam Twoją wiedzę i rozeznanie w porównaniu do autorów tworzących tą stronę, ale chodzi o to, że masz taką tendencję, że zawsze chcesz pokazać, że akurat nie napisali o tym co powinni. ogarnij dalekosiężnie swoje posty i powiedz mi czy jest inaczej?
Anonim
Oj mi mocno brakuje Dilated Peoples - Expansion Team no i dr. Dre. A zamiast tegorocznych Nasów i Marleyów czy Rootsów dałbym Freewaya i Jake Onea, których w tym roku zakatowałem ;]
Anonim
w zasadzie zeszłym;]
Anonim
reevet: weź najpierw spójrz na datę wydania płyty Dre a nie takie głupoty piszesz, wstyd. Kadłub: co to za płytka D.I.T.C.? Nie znam tytułu, jedyna ich płyta (słyszałem chyba jeszcze o jakichś zawirowaniach z masterem i prawami do tej płyty chyba, to tak na marginesie) ma tytuł D.I.T.C. po prostu.
Anonim
Rzeczywiście. my bad ;/
Anonim
aaa, na okładce tak jest napisane, pierwszy raz sie spotykam z takim nazewnictwem tej płyty. Zwykle bez tytułu się podawało po prostu.
Anonim
fan rapu: ale dobrze, że zwróciłeś uwagę. Nie mogłem skumać czemu ani jeden, ani drugi ranking nie ma tej płyty :D
magnat
o.O a gdzie madvillainy i donuts?!? zdecydowanie NAJLEPSZE płyty ubiegłej dekady. -.-
Anonim
@ Grochu Nie wiem jak Ty ale ja za poważnie do tego nie podchodzę, pisanie tych komentarzy nie jest najważniejszą rzeczą w moim życiu i czymś na co czekam z utęsknieniem cały dzień. A już na pewno się nie spinam przy tym, teraz też nie;) Po prostu piszę co myślę i tyle. Tego mi nikt nie zabroni, a że mam dużo do powiedzenia w temacie, w którym się poruszamy to sobie pisze. Edukować nikogo nie chcę, nie jestem też wszechwiedzącą wyrocznią. Ale swoje zawsze powiem i czasem podam jakąś listę płyt tak jak tutaj. Nie po to żeby pokazać, że wiem więcej, że nie napisali o tym o czym powinni, ale po to żeby ktoś mniej osłuchany może sobie coś tam znalazł dla siebie. A jeśli to wygląda tak jak bym się wymądrzał i czepiał to sory ziom, ale tak się wysławiam i to się raczej nie zmieni. Nie będę się zastanawiał nad każdym zdaniem pół dnia czy może kogoś nim nie urażę.
Anonim
nie mówię, że się wymądrzasz, bo fajnie, że znaz dużopłyt, o których wielu z nas pewnie nawet nie słyszało, tylko, że odnoszę wrażenie, że nie było postu pod którym nie uważałeś, że czegoś w danym artykule zabrakło itp. ale spoko, to tylko moje odczucia, one też mogą być błędne. więc zgoda ;>
Anonim
Kadłub jesteś idiotą ,załóż blog i sobie wypisuj te mądrości właśnie tam , a nie jedziesz w każdym newsie i się czepiasz wszystkiego to jest jego lista jego albumy i jego gust !Myślisz ,że jesteś fajny bo wypiszesz parę albumów których on nie wymienił?.Śmieszysz mnie , nie rób tu drugiego hh.pl bo widzę ,że pod każdym newsem wypisujesz to samo ,jak jesteś takim wielkim znawcą to sobie załóż taki portal i tam umieszczaj te swoje wypociny. A co do podsumowań bardzo fajnie to wyszło i w sumie te najważniejsze albumy chyba zostały wymienione.Peace

Strony

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>